XII Transcendentalno-pragmatyczne uprawomocnienie krytyki – cz. II

 

Najogólniej na razie rzecz ujmując, należałoby powiedzieć, że sprzeczność (ściśle: samosprzeczność) performatywna – ze względu na jej sprzężenie z fundamentalną dla języka jednością wymiaru performatywnego i propozycjonalnego – jest, odpowiednio, fundamentalną sprzecznością, ze względu na którą ściśle refleksyjne postępowanie dokonuje w transcendentalnej pragmatyce (niezmiennie w analogii do krytycznych procedur Kantowskich) wyznaczenia nieprzekraczalnych granic i ram, tyle, że już nie dla “władz świadomości w ogóle”, lecz dla kompetencji komunikacyjnej, w której osadzone są dopiero procesy wiedzotwórcze. Jest zarazem tą sprzecznością, przed którą – znów w zgodności z postulatem Kanta – zabezpieczają procedury transcendentalno-pragmatyczne, zyskując i w takim sensie walor krytyczny. Wreszcie, dość dobrze – jak będę starała się pokazać – widoczne jest i to, że odwołanie do sprzeczności performatywnej pozwala również na transcendentalno-pragmatyczną interpretację diagnozowanej przez Kanta, nieusuwalnej antynomiczność rozumu.

Ramy, jakie ze względu na niesprzeczność performatywną wykreślane są w toku postępowania refleksyjnego, które wobec takiego ukierunkowania zachowuje walor postępowania krytycznego, to nieprzekraczalne reguły argumentacji, czy formułując nieco precyzyjniej: nieprzekraczalna struktura argumentacyjna. Przy czym pamiętać należy, że, po pierwsze, argumentacja rozumiana jest tu – jak to wcześniej sugerowałam – w sposób szczególny, mianowicie jako możliwość problematyzowania warunków własnego obowiązywania, po wtóre, struktura argumentacyjna konceptualizowana jest jako fundamentalna struktura aktu językowego w ogóle, i wreszcie, po trzecie, nieprzekraczalność reguł argumentacji pozostaje funkcją dwoistego charakteru aktu językowego.

Przypomnijmy też, że przez reguły argumentacji rozumie się tu zespół roszczeń ważnościowych oraz przynależnych im norm, a także sam fakt immanentnego związku roszczeń i norm z aktem językowym. Roszczenia (do intersubiektywnie podzielanego sensu, do szczerości, do prawdziwości i do słuszności normatywnej) są zarazem swego rodzaju zobowiązaniami, jakie implicite, w warstwie performatywnej wnoszone są samą strukturą aktu językowego. Spełnianie tych zobowiązań stanowi warunek tego, aby działanie językowe było udane. A specyficzna dla działania tego samoodnośność jest niejako instancją, pozwalającą na krytyczne problematyzowanie zobowiązań i ocenę samego działania z uwagi na wnoszone nim roszczenia – co skądinąd wymagało uprzedniego ich uprawomocnienia. Transcendentalno-pragmatyczna analiza struktury aktu językowego (zgodnie z inspiracjami Peirce’a utożsamianej niezmiennie ze strukturą wiedzotwórczą), ujawniająca konieczny i aprioryczny charakter roszczeń ważnościowych, a więc wskazująca na roszczenia jako na nieprzekraczalne warunki możliwości wiedzy, prowadzi do postulatu ostatecznego konsensu nieograniczonej wspólnoty komunikacyjnej. Zgodnie z rozumieniem, jakie kwestii tej nadaje Apel, zasada ostatecznego konsensu zastępuje w transcendentalno-pragmatycznej konstrukcji “Kantowską «jedność apercepcji», jako «szczytowy punkt» transcendentalnej dedukcji zasad” [331].

Mając taką kwalifikację, zasada ostatecznego konsensu pozyskuje na gruncie transcendentalnej pragmatyki rangę najwyższej transcendentalnej zasady, ustanawianej mocą krytyki transcendentalnej i zarazem ustanawiającej sobą kryterium i normę wszelkiego postępowania krytycznego. Trzeba jednak podkreślić – ponownie nawiązując do wcześniejszych analiz – iż tym, co rozumieć tu należy przez ostateczny konsens, nie jest pewien stan wiedzy przedmiotowej, lecz swoista konstrukcja normatywna określająca status ważnościowy wiedzy. Zasada ostatecznego konsensu jest zasadą, w której chodzi nade wszystko o to, by wskazać na drogę konsensualnego porozumienia jako na jedyną prawomocną drogę, na jakiej realizowane być mogą procedury sankcjonujące obowiązywanie wiedzy (w danym historycznie kształcie) i na jakiej pozyskać dają się konkretne kryteria jej obowiązywania – wszystko w granicach wyznaczonych apriorycznymi regułami argumentacji. Idea ostatecznego konsensu implikuje obowiązywanie normatywnych reguł, jakie formułowane są w postaci kategorycznego imperatywu “Argumentuj!” oraz sprzęgniętych z nim kolejnych zasad minimalnej etyki dyskursu. Obliguje do utrzymania dyskursu argumentacyjnego w granicach wyznaczonych strukturą roszczeń ważnościowych. Idea ostatecznego konsensu jest więc, w myśl transcendentalnej pragmatyki, ideą regulatywną [332]. Jako taka nakazuje “poszukiwać wszelkich możliwych kryteriów prawdy i oceniać je ze względu na cel, jakim jest osiągnięcie faktycznego, ale fallibilnego i przez to prowizorycznego konsensu” [333].

Ujmując to z innego jeszcze punktu widzenia, można powiedzieć, że w idei ostatecznego konsensu wspólnoty komunikacyjnej wyrażona zostaje całość transcendentalnych warunków możliwości działania językowego, które – w świetle tej idei – prawomocnie może być określane jako działanie z istoty komunikacyjne. W ten sposób zamyka się całość transcendentalno-pragmatycznej konstrukcji. A zasadniczą wagę przy jej nakreśleniu zachowuje transcendentalna procedura krytyczna.

Osobliwe jest to, że wyznaczone zostają tym samym również granice prawomocności i warunki możliwości samej krytyki. Najkrócej mówiąc: transcendentalna procedura krytyczna, ujawniająca aprioryczne i nieprzekraczalne ramy działania językowego, “scalane” zasadą ostatecznego konsensu nieograniczonej wspólnoty komunikacyjnej, ujawnia zarazem reguły, normy i kryteria krytyki w ogóle. Roszczenia ważnościowe oraz immanentnie z nimi związane reguły są bowiem przede wszystkim normatywnymi wyznacznikami postępowania krytycznego. W fundamentalnej strukturze działania językowego krytyczność jest – można powiedzieć – “zadana” jako istotowy dlań, samoodnośny dyskurs argumentacyjny, wyznaczony zespołem norm i roszczeń.

Ostatecznie więc uprawomocnienie reguł argumentacji jest w istocie samouprawomocnieniem krytyki czy, dokładniej mówiąc (wykorzystując przy tym możliwość dokonania pewnego rozróżnienia terminologicznego) – jest samouprawomocnieniem krytyczności jako immanentnej dla dwoistej struktury aktu językowego “dyspozycji” do samoodnośnego badania własnej bazy ważnościowej z uwagi na wnoszony w wymiarze performatywnym zespół roszczeń i norm. Jako taka pozyskuje krytyczność swe kryteria z samej struktury aktu językowego. Natomiast krytyka, jako konkretne już postępowanie teoretyczne (dokonujące się w języku, a więc zawsze już wyznaczone presupozycjami właściwymi dla struktury aktu językowego w ogóle), zyskuje w krytyczności immanentnej aktowi językowemu i w wyznaczających ją kryteriach ostateczną dla siebie sankcję. Okoliczność ta stanowi zarazem o rzeczywistym ugruntowaniu i uprawomocnieniu filozofii krytycznej, jako dziedziny autonomicznej, niezawisłej od zewnętrznych wobec niej rozstrzygnięć teoretycznych. Taki walor zyskuje ona na mocy transcendentalno-pragmatycznego samouprawomocnienia krytyczności, a w konsekwencji i krytyki.

Autonomiczność filozofii krytycznej oznacza tu nie tylko to, że jako transcendentalna refleksja nad apriorycznymi warunkami możliwości struktur wiedzotwórczych ujawnia ona zarazem warunki własnej prawomocności i normatywne reguły własnego postępowania, lecz również to, że w jej gestii – właśnie jako refleksji transcendentalnej – pozostaje samostanowienie co do własnego zakresu, a także co do zakresu i prawomocności wszelkich możliwych postaci krytyki filozoficznej. Nie wyłączając i tych, jakie pojawiały się w konkretnych historycznych, ukształtowaniach na gruncie wielu odmiennych koncepcji filozoficznych. Otóż o teoretycznej randze transcendentalno-pragmatycznego uprawomocnienia filozofii krytycznej stanowi w dużej mierze i to, że buduje ono ramy teoretyczne, w jakich prawomocnie daje się osadzić wiele różnorodnych schematów i postaci krytyki filozoficznej.

Filozofia pokantowska, zwłaszcza dwudziestowieczna, dostarczyła tych schematów szczególnie dużo. W tym kontekście najistotniejsze jest, że w zasadzie większość z nich (z wyjątkiem tych, jakie wnosili najwcześniejsi kontynuatorzy Kantowskiego transcendentalizmu) stanowią modele postępowania krytycznego, które bądź to świadomie, bądź w efekcie teoretycznej niemożności, zawieszały ostatecznie problem własnej prawomocności. Nie oznacza to, iżby koncepcje czy nawet tylko ujęcia, krytyki związane z tymi modelami pozbawione były teoretycznej wartości. Odsunięcie problemu uprawomocnienia krytyki w żadnym razie nie umniejszało znaczenia, jakie za sprawą koncepcji tych krytyka faktycznie pozyskiwała. Były wśród tych nich i takie, w których (jak w – skądinąd zdecydowanie odmiennych – projektach Adorno, Wittgensteina, Foucaulta, Heideggera czy w swoiście antycypującym większość z nich krytycznym projekcie Nietzschego) programy krytyczności pokrywały się w istocie całkowicie z zakresem realizowanej przez nie filozofii (i to niezależnie od tego, czy towarzyszyły temu jednoznaczne deklaracje na rzecz filozofii krytycznej, czy też nie). Jeśli uwzględnić również i to, jaką rangę procedurom krytycznym przypisywał ostatecznie neopozytywizm, a także na ile z postępowaniem krytycznym utożsamił naukę, filozofię i wiedzę w ogóle Popper i racjonalizm krytyczny, i jeśli wreszcie dobrze zdiagnozować zasadnicze przesłanie intelektualne nurtów postmodernistycznych, to z całą odpowiedzialnością można sobie ponownie pozwolić na powtórzenie opinii Kanta, iż “wiek nasz jest właściwym wiekiem krytyki” [334].

Mimo to, w tym wieku krytyczności tylko jeden projekt – transcendentalnej pragmatyki – buduje podstawy teoretyczne pozwalające na uprawomocnienie filozofii krytycznej (i, co z teoretycznego punktu widzenia szczególnie zadziwiające, czyni to po pierwsze, w polemice z kontynuatorem koncepcji filozoficznej, programowo utożsamiającą się z teorią krytyczną, czyli z Habermasem jako myślicielem rozwijającym idee szkoły frankfurckiej, a po wtóre w polemice z “pankrytycyzmem”, jaki de facto lansuje Albert w swojej własnej wersji krytycznego racjonalizmu).

Powrót [1] Następna strona [3]

Przypisy:

331. Por. K.-O. Apel, Semiotyka transcendentalna a prawda, op. cit. s.18 i nast. [powrót]

332. Por. np. ibidem s. 20. [powrót]

333. Ibidem, s. 21. [powrót]

334. I. Kant, Krytyka czystego rozumu, przekł. R. Ingarden, Warszawa 1957, A XI. [powrót]