VII O możliwości etyki normatywnej – cz. III

 

Rozróżnienie to decyduje – według Searle’a – o konieczności przywrócenia rozróżnienia pomiędzy znaczeniem i użyciem. Kłopoty klasycznej filozofii analitycznej biorą się właśnie stąd, iż przez pojęcie “użycie”, utożsamiane z “zastosowaniem”, rozumie się zarówno to, co Searle chce uznać za warunki prawdziwości zdania, jak i to, co określa on mianem mocy illokucyjnej. Tymczasem przez “użycie” rozumieć należy wyłącznie moc illokucyjną, natomiast znaczenie wiązać należy – według Searle’a – jedynie z warunkami prawdziwości. A skoro rozróżnienie pomiędzy opisem i wartościowaniem to – jak powiedziano wcześniej – de facto rozróżnienie pomiędzy funkcjami, czyli rozróżnienie pomiędzy odmiennymi mocami illokucyjnymi, zatem rozróżnienie to odnosi się wyłącznie do sfery “użycia”. Nie ma ono natomiast zastosowania na poziomie “znaczenia”, a to oznacza, że na tym poziomie zdania kwalifikowane przez klasyczną analizę jako opisowe oraz zdania kwalifikowane jako wartościujące mają taki sam status. Twierdzenia wartościujące (normatywne) są równie prawomocne jak twierdzenia opisowe. To z kolei sprawia, że relacja wynikania pomiędzy nimi jest w pełni prawomocna. A więc – oto niejako ostateczna konkluzja Searleowskiej metakrytyki krytyki “błędu naturalistycznego” – zdania kwalifikowane tradycyjnie jako wartościujące mogą wynikać ze zdań kwalifikowanych jako opisowe.

Skoro “błąd naturalistyczny” stanowił – wedle opinii analitycznych metaetyków – podstawę kwestionowania możliwości etyki normatywnej, należałoby się spodziewać, że dokonana przez Searle’a metakrytyka, czyli odkrycie błędu “naturalistycznego błędu”, możliwość taką otwiera, a nawet gwarantuje. Można by sądzić, że wraz z Searleowską analizą przezwyciężona została najistotniejsza okoliczność blokująca filozoficzne starania o etykę normatywną. Tak jednak nie jest. Po pierwsze bowiem, sytuacja określana mianem błędu naturalistycznego nie jest jedyną i najważniejszą argumentacją kwestionującą prawomocność twierdzeń normatywnych (inna bardzo poważna linia krytyki etyki normatywnej związana pozostaje z argumentacją zawartą w analizowanym wcześniej schemacie “trylematu Münchhausena”), a po wtóre – postrzegając rzecz z perspektywy wyznaczonej pragmatyką transcendentalną – przeprowadzonej przez Searle’a krytyki tej argumentacji nie da się ostatecznie utrzymać, a w każdym razie nie można jej uznać za wystarczającą.

Zresztą sam Searle, bazując na stworzonej przez Austina, a następnie rozwijanej przez siebie koncepcji aktów illokucyjnych oraz ich quasi-instytucjonalnych warunków i konsekwencji, podejmuje w zasadzie jedynie próbę wykazania błędnego sposobu wnioskowania, jaki znamionuje krytykę “błędu naturalistycznego”, i poprzez to próbuje otworzyć drogę dla dedukcji powinności z bytu. Choć więc pokazuje, że analityczna krytyka „błędu naturalistycznego” nie może być przeszkodą w tym, by wypowiedzi etyczne dedukować z wypowiedzi o faktach, nie wyprowadza z tego jednak żadnych bezpośrednich konsekwencji do uzasadniania norm etycznych [238]. Czy jednak oznacza to, że analizy Searle’a rzeczywiście nie mogą aspirować do roli arbitra w rozstrzyganiu sporu o etykę normatywną? Wydaje się, że bez względu na explicite, przez samego Searle’a, przypisane im zadanie, stanowią one – pretendując do rozstrzygnięcia fundamentalnego dla etyki problemu statusu twierdzeń normatywnych – pewną propozycję teoretyczną włączającą się, a przynajmniej potencjalnie na pewno dającą się włączyć, w dyskusję nad możliwością uprawomocnienia norm etycznych, a zatem i w dyskusję nad możliwością etyki normatywnej.

Pozostaje jednak pytanie, jak oceniać tę propozycję, jaka jest jej rzeczywista wartość teoretyczna? Odpowiedź – formułowana z perspektywy pragmatyki transcendentalnej – musi uwzględniać dwie okoliczności, stanowiąc de facto odpowiedź na dwa odrębne pytania. Po pierwsze, na ogólne pytanie o znaczenie Searlowskiej teorii aktów mowy dla uzasadnienia norm etycznych, po wtóre, na pytanie o to, czy Searle w swej argumentacji przeciwko krytyce “błędu naturalistycznego” w wystarczający i konkluzywny sposób wykorzystuje perspektywę zarysowaną ogólną teorią aktów mowy. Najkrótsza – na razie jeszcze bardzo ogólna – odpowiedź na te pytania brzmiałaby: teoria aktów mowy, stanowiąc spójny projekt filozoficzny, rzeczywiście stwarza bardzo dobrą płaszczyznę dla uprawomocnienia norm etycznych, a zatem i ufundowania etyki normatywnej; jednak, mimo to, Searlowska argumentacja przeciw krytyce „błędu naturalistycznego” – choć potencjalnie otwiera możliwość uprawomocnienia norm etycznych – możliwość tę bardziej zasłania, niż wyjawia.

Jakkolwiek więc formułowana przez Searle’a teza, że normatywne czy wartościujące wypowiedzi mogą być wyprowadzone z deskryptywnych wypowiedzi o faktach, nie trafia (we właściwie rozumianą) krytykę „błędu naturalistycznego”, to jednak analiza warunków i konsekwencji aktów językowych, tak jak ją przedstawił Searle – a po części, wcześniej już Austin – ma istotne znaczenie dla problemu uzasadnienia etycznych norm. Daje się ona znakomicie wykorzystać w ramach “starań” o etykę normatywną, ale wyłącznie pod pewnym warunkiem, którego właśnie – w paradoksalny sposób – nie spełnił sam Searle, podejmując metakrytykę krytyki “błędu naturalistycznego”. Chodzi tu o to, że analizę aktów językowych pojmuje się i realizuje jako refleksję nad uniwersalnymi regułami, które we wszystkich opisywalnych instytucjach językowych są – jak mówi sam Searle – „konwencjonalnie realizowane”. Sprowadzenie tych analiz – wyłącznie lub w głównej mierze – do opisu „instytucjonalnych faktów” to właśnie niekonsekwencja, w jaką popadają Searleowskie analizy i jaką, z pozycji pragmatyki transcendentalnej, uznać należy za właściwy powód nieprzydatności tych analiz do rozstrzygnięcia problemu etyki normatywnej. Słabość ta jest o tyle zastanawiająca, iż właśnie perspektywa teoretyczna i narzędzia, jakich dostarcza illokucyjna koncepcja aktów mowy, pozwala na prowadzenie analiz aktów językowych w taki sposób, iż analizy te przekształcają się de facto w refleksję nad regułami, które jako takie nie mają już charakteru kontyngentnych, opisywalnych instytucjonalnych faktów, lecz są normami działania, które zawsze już (we wcześniej już rozwijanym znaczeniu owego słynnego Heideggerowskiego apriorisches Perfekt) muszą być a priori akceptowane, jeśli możliwy ma być opis faktów czy wręcz w ogóle komunikacja językowa [239].

Zatem teoria aktów językowych ma istotną wartość dla problemu norm etycznych i etyki normatywnej, lecz nie z tego powodu, że w efekcie prowadzonych na jej bazie analiz uprawomocniona zostanie dedukcja powinności z bytu instytucjonalnych faktów językowych, a wyłącznie dlatego, że stwarza narzędzia teoretyczne dla transcendentalno-pragmatycznych analiz, które drogą refleksyjnego namysłu nad apriorycznymi warunkami możliwości aktów językowych dokonują ostatecznego uprawomocnienia treści etycznych.

Taką drogę wyprowadzenia normatywnych konsekwencji z teorii aktów językowych koncepcja Searle’a nie tylko nieświadomie antycypuje, ale również w pewien sposób bezpośrednio sugeruje. Apel, chcąc udokumentować obecność bliskich mu intuicji teoretycznych u Searle’a, przytacza duży fragment z ostatniego akapitu Czynności mowy. We fragmencie tym czytamy:

“Pragnienie sprowadzenia metafizycznego rozróżnienia między Faktem a Wartością z powrotem do języka, w postaci tezy o stosunkach poprawnego wynikania, musi załamywać się nieuchronnie w obliczu kontrprzykładów, ponieważ mówienie językiem jest wszędzie nasycone faktami podejmowania zaangażowań, przyjmowania zobowiązań, przedstawiania przekonujących rozumowań i tak dalej. W obliczu owych kontrprzykładów pojawia się przemożna pokusa rekonstrukcji ich terminologii w duchu «opisowym», pokusa zajęcia «bezstronnego antropologicznego stanowiska». Ale ceną tego działania jest, że słowa nie znaczą już tego, co znaczą, a ceną rzeczywiście spójnego stosowania »bezstronnego antropologicznego stanowiska» byłby koniec wszelkiej poprawności i wynikania. (…) Odejście od zaangażowanego użycia słów musi ostatecznie pociągać odejście od samego języka, mówienie bowiem językiem – co stanowiło główny motyw tej książki – polega na wykonywaniu zgodnie z regułami czynności mowy, a nie ma oddzielenia owych czynności mowy od zobowiązań, które tworzą istotną ich część” [240].

W tym podsumowaniu wyrażone jest – zdaniem Apla – to, o co rzeczywiście chodzi w dedukcji normatywnych konsekwencji z teorii aktów językowych, a dokładniej: to, o co powinno chodzić. Celem poprawnego wyeksplikowania sensu poczynionych spostrzeżeń nie trzeba, według Apla, wspierać się na procedurze, jaką proponuje sam Searle, nie trzeba mianowicie korzystać z ewentualnych wyników metakrytyki krytyki “błędu naturalistycznego” i na tej podstawie dokonywać dedukcji powinności z bytu, czy też dedukcji wypowiedzi normatywnej z empirycznych opisów faktów. Tego typu dedukcja – właściwa wszystkim deontologicznym koncepcjom etyki, a nieobca również rekonstrukcyjnej koncepcji bronionej przez Habermasa – zdecydowanie nie spełnia roszczeń teoretycznych, jakie procedurze uprawomocniania treści etycznych stawia transcendentalna pragmatyka.

Aby sensownie i z pożytkiem odczytać cenne intuicje, jakie kryje w sobie przytoczona uwaga Searle’a, trzeba pójść innym tropem niż ten zaproponowany wprost – w analizach “błędu naturalistycznego” – przez samego autora Czynności mowy. Trzeba – najogólniej mówiąc – porzucić nawyk ujmowania języka jako kontyngentnego faktu instytucjonalnego i sytuowania go na jednym poziomie z opisywanymi w socjologii empirycznej społecznymi instytucjami czy konwencjami. Nie wolno utożsamiać filozoficznych ustaleń na temat reguł aktów językowych oraz związanych z nimi zobowiązań z empirycznymi opisami; nie wolno sytuować ich na jednym poziomie z opisem faktów neutralnej antropologii czy empirycznej lingwistyki [241].

Tego ostrzeżenia wydaje się właśnie być świadom Searle w zacytowanym fragmencie. Poczynione przez niego ustalenia najwyraźniej nie są pojmowane jako empiryczne twierdzenia, które mogłyby być sfalsyfikowane przez fakty, lecz raczej jako wskazanie na konieczne warunki wszelkiej argumentacji i tym samym wszelkiej decyzji, rozstrzygającej o tym, czy dany fakt ma miejsce, czy też nie. Zdaniem Apla, na takie właśnie odczytanie intencji Searle’a wskazuje jego sformułowanie, że “ceną rzeczywiście spójnego stosowania «bezstronnego antropologicznego stanowiska» byłby koniec wszelkiej poprawności i wynikania”, a “odejście od zaangażowanego użycia słów musi ostatecznie pociągać odejście od samego języka”.

Powrót [1] , [2] Następna strona [4]

Przypisy:

238. Por. K.-O. Apel, Sprechakttheorie und transzendentale Sprachpragmatik zur Frage ethischer Normen, op. cit., s. 55. [powrót]

239. Ibidem, s. 56. [powrót]

240. J. R. Searle, Czynności mowy, op. cit., s. 245; cyt. za: K.-O. Apel, Sprechakttheorie und transzendentale Sprachpragmatik zur Frage ethischer Normen, op. cit., s. 81. [powrót]

241. Por. K.-O. Apel, Sprechakttheorie und transzendentale Sprachpragmatik zur Frage ethischer Normen, op. cit., s. 81. [powrót]