IV Ostateczne uzasadnienie – cz. IV
Ujawnienie sprzeczności performatywnej w tezie kwestionującej twierdzenie, iż nie możemy sensownie – tj. nie popadając w sprzeczność – kwestionować reguł i presupozycji sensownej argumentacji, jest równoznaczne z uznaniem stwierdzenia, że sytuacja argumentacyjna, czy – jak częściej formułuje to Apel – sytuacja sensownie argumentującego jest nieprzekraczalna. Wykazanie tej nieprzekraczalności jest – zdaniem teoretyków transcendentalnej pragmatyki – wyznaczeniem ostatecznych (nieprzekraczalnych, niekwestionowalnych, a więc pewnych) ram wszelkiej sensownej wiedzy. Właśnie ten zabieg rozumie się tu jako ostateczne uzasadnienie. Warunki możliwości i granice sensownego argumentowania oraz zasadność samego określenia “ostateczne uzasadnienie” to kwestie, które analizowane będą w dalszych partiach testu. Teraz jednak powróćmy jeszcze na moment do samej konfrontacji z “trylematem Münchhausena”. Procedura wykazująca fałszywość ostatniego z trzech kryjących się za “trylematem” założeń (teza, jakoby dla wszystkiego można żądać uzasadnienia, jest nieprawdziwa, gdyż istnieje oczywistość, która nie podlega – pod groźbą popadnięcia w performatywną sprzeczność – kwestionowaniu), pozwala też pośrednio na zrozumienie zaplecza teoretycznego, jakie kryje się za konstrukcją samego “trylematu”. Mówiąc najkrócej, wskazuje ona na to, że przynajmniej dwa człony “trylematu” (orzekające o regresie w nieskończoność oraz o arbitralnym przerwaniu uzasadniania) swą apodyktyczność czerpią stąd, iż uwzględniają wyłącznie propozycjonalny wymiar języka. Popełniając szczególnego rodzaju abstractive fallacy, eliminują one z teoretycznego pola widzenia aktualną – zaangażowaną w każde użycie językowe – wiedzę o działaniu, czyli “wiedzę towarzyszącą”. A jeszcze dokładniej mówiąc, w ogóle nie rozróżniają dwu odmiennych poziomów języka (performatywnego i propozycjonalnego), a co za tym idzie, nie mogą uwzględnić ich wzajemnego warunkowania się. Ten rodzaj abstrahowania, właściwy syntaktyczno-semantycznemu punktowi widzenia, decyduje o tym, że filozoficzne uzasadniania utożsamiano niezmiennie z procedurami dedukcyjnymi (ewentualnie redukcyjnymi lub – jak to nazywa Peirce – procedurami abdukcyjnymi [128]).
Ale z drugiej strony, w programie teoretycznym transcendentalnej pragmatyki szczególnie istotna jest idea, że tylko wówczas, gdy zakłada się wyłączność modelu dedukcyjnego, a więc akceptuje się wyłączność procedur polegających na wyprowadzaniu danego zdania ze zdania innego, na uzasadnianiu danej wypowiedzi językowej czymś, co wobec niej zewnętrzne, tylko wówczas kroki uzasadniania prowadzić mogą w nieskończoność lub zakończyć się w punkcie arbitralnie uznanym za ostateczny. (Notabene: zarzut Alberta, iż transcendentalno-pragmatyczne uzasadnienie nieprzekraczalności sytuacji argumentacyjnej można kwalifikować również jako przypadek dogmatycznego ustanowienia ostatecznej oczywistości, Apel uznaje za nieakceptowalny. W każdym razie dopóty, dopóki nie zostanie on uzasadniony. A Albert dowodu na jego uzasadnienie nie formułuje [129].)
Także błąd logicznego koła związany jest ściśle z semantyczno-syntaktycznym punktem widzenia. Przy czym jeżeli błąd ten przypisuje się transcendentalno-pragmatycznej procedurze uzasadniania, to bazuje się na tym, iż wychodząc początkowo z rozróżnienia dwu odmiennych poziomów aktu językowego (a w każdym razie do tego rozróżnienia de facto się odnosząc), zaciera się ostatecznie jakościową między nimi różnicę. Zatem tu także powodzenie procedury wykazującej uwikłanie w “trylemat Münchhausena” wiąże się z abstrahowaniem od różnicy pomiędzy illokucyjnością i propozycjonalnością aktu językowego, a jeszcze krócej to ujmując, z abstrahowaniem od wymiaru performatywnego.
W gruncie rzeczy rozumowanie wykorzystane w “trylemacie” stosuje się wyłącznie do systemu dedukcyjnego, a wykazanie – w odniesieniu do tego typu systemu – niemożliwości ostatecznego uzasadnienia, a ściślej wykazanie, że w zasksjomatyzowanej teorii dedukcyjnej dowodzenie musi prowadzić do jednej z trzech sytuacji sygnalizowanych “trylematem”, jest właściwie – zdaniem Apla – przedsięwzięciem trywialnym. I pozostanie takim dopóty, dopóki “choć na moment nie opuści płaszczyzny abstrakcyjnych zdań i systemów zdań pojmowanych na modłę logicznej semantyki” [130].
Utożsamienie filozoficznego uzasadniania z procedurą dedukcyjną ma za sobą poważną tradycję, a przy tym w pewien sposób wiąże się z tym, że w zasadzie – jak przypomina Apel – samo filozoficzne sformułowanie problemu ostatecznego uzasadnienia pojawiło się historycznie właśnie w kontekście dedukcyjnej argumentacji logicznej. Już od czasów Arystotelesa filozoficzne pytanie o możliwość uzasadnienia powiązane bowiem było – zauważa Apel – z faktem, że argumentacja dedukcyjna sama z siebie nie mogła uzasadnić ani prawdy swych przesłanek, ani obowiązywania stosowanych reguł wnioskowania. W granicach jej teoretycznych możliwości pozostawało jedynie “przenoszenie” prawdziwości z przesłanek na konkluzje. [131]
Aporie, na jakie narażone było to stanowisko w obrębie modelu filozofii metafizyczno-ontologicznej, a które związane były z charakterystyczną dla tego modelu obiektywizacją relacji podmiotowo-przedmiotowej, skutkującą bezwzględnym regresem do nieskończoności, aporie te w pewien szczególny sposób przełamywała po raz pierwszy filozofia Kartezjusza. Było to możliwe dzięki ujawnionym w filozofii Kartezjusza trzem nowym okolicznościom teoretycznym, z których żadna nie została jednak w pełni wykorzystana ani przez Kartezjusza, ani przez większość nowożytnych filozofów. Nawet i sam Kartezjusz nie był w pełni ich świadom [133].
Po pierwsze więc, w odróżnieniu od metafizyczno-ontologicznego (a także i logiczno-matematycznego) podejścia, filozofia kartezjańska precyzuje problem uzasadnienia jako problem epistemologiczny. Ma to i taką istotną konsekwencję, iż pytając o obiektywną oczywistość jako o oczywistość dla podmiotu poznania, w pewnym stopniu nakierowuje refleksję na obszar, w którym będzie można (choć – jak wiadomo – nie nastąpi to od razu) zidentyfikować wagę wymiaru pragmatycznego. Po wtóre, odbierze procedurom wymodelowanym według wzorca formalno-logicznego wyłączność na argumentację uzasadniającą. A po trzecie, wskaże na odmienną drogę pozyskiwania ostatecznej pewności: drogę refleksyjną. I ten moment będzie tu oczywiście najistotniejszy.
Warto nadmienić, choć kwestia ta będzie wymagała wielu jeszcze dodatkowych rozróżnień, że przez drogę refleksyjną, a lepiej może, przez procedurę refleksyjną rozumie się tu (zgodnie z etymologią tego terminu) postępowanie samoodnośne, czy mówiąc mniej nieprecyzyjnie – postępowanie zwrotnie na siebie nakierowane [134].
Zasadniczą wagę teoretyczną (i to nadzwyczajną) ma sam ów akt reflektowania, akt samoodniesienia: obecność refleksji jako takiej [135]
U Kartezjusza – choć w zasadzie wbrew jego teoretycznej samoświadomości – refleksja po raz pierwszy stanowi wyraźnie wyodrębnioną strategię argumentacyjną i – mimo niezdecydowania samego Kartezjusza co do jej statusu teoretycznego – robi wrażenie, jakby zastosowana została z dobrze domyślaną intencją ufundowania alternatywnej drogi zarówno wobec uprawomocnienia opartego na wglądzie intuicyjnym lub odwołaniu do autorytetu, jak i wobec uzasadniania realizowanego przy pomocy procedur dedukcyjnych. Jako taka nie może być już postrzegana jako jedna z możliwych – i w tym sensie – równie relewantnych strategii argumentacyjnych. Wyraźnie demonstruje się bowiem jako jedyna instancja gwarantująca ostateczną oczywistość. Ściśle refleksyjny charakter kartezjańskiego konstrukcji cogito, ergo sum (przez Kartezjusza również nie w pełni uświadomiony [136])
Przypisy:
128. Według Apla, procedury abdukcyjne rozumiane są u Peirce’a jako postępowanie intelektualne polegające na formułowaniu i sprawdzaniu hipotez w odwołaniu do faktów. We współczesnych badaniach metodologicznych – za przykładem Chomsky’ego – przypisuje się Peirce’owi pogląd, zgodnie z którym abdukcja to postępowanie realizowane wyłącznie w obrębie tzw. kontekstu odkrycia, co równoznaczne jest z wyłączeniem logiki abdukcji z zakresu logiki konfirmacji. Sam Peirce pisze o tej kwestii m.in. w następujący sposób: “Abdukcja jest metodą tworzenia ogólnych przewidywań, bez żadnej bezwzględnej pewności, że zostaną one potwierdzone, czy to powszechnie, czy tylko w jakimś szczególnym przypadku. Za swe uzasadnienie to ma jedynie, że tylko ona daje nadzieję na racjonalne kierowanie naszymi przyszłymi zachowaniami, i jeszcze to, że wnioski indukcyjne płynące z minionych doświadczeń, każą nam wierzyć, że owa metoda będzie skuteczna także w przyszłości (Ch. S. Peirce, Klasyfikacja znaków (2) 270, przekł. R. Mirek, w: idem, Wybór pism semiotycznych, wyb. H. Buczyńska-Garewicz, “Biblioteka Myśli Semiotycznej”, Warszawa 1997, s. 148. [powrót]
129. or. K.-O. Apel, Das Problem der philosophischen Letztbegründung im Lichte einer transzendentalen Sprachpragmatik, op. cit., s. 59. [powrót]
130. K.-O. Apel, Zur Idee einer transzendentalen Sprach-Pragmatik. Die Dreistelligkeit der Zeichenrelation und die „abstractive fallacy” in den Grundlagen der klassischen Transzendentaphilosophie und der sprachanalytischen Wissenschaftslogik. w: J. Simon (Hrsg.), Aspekte und Probleme der Sprachphilosophie, Freiburg/München 1974, s. 326. [powrót]
131. Por. K.-O. Apel, Das Problem der philosophischen Letztbegründung im Lichte einer transzendentalen Sprachpragmatik, op. cit., s. 58. [powrót]
132. Ibidem. s. 58: (por. Arystoteles, Anal. post. I, 2, 71 b 20 n). [powrót]
133. onsekwencje braku u Kartezjusza świadomości dokonanego przełomu teoretycznego i wynikające z tego sprzeczności analizuje m.in. Husserl. Por. E. Husserl, Medytacje Kartezjańskie, przekł. A. Wajs, Warszawa 1982 (głównie Medytacja I, § 10). [powrót]
134. “Zwrotność” to właśnie nakierowanie na siebie samego, odniesienie do siebie samego, czyli samoodnośność, toteż określenie “zwrotnie na siebie nakierowany” ,jest nadmiarowe i właściwie nieprawidłowe. Z drugiej jednak strony, w języku potocznym używa się sformułowań typu “zwrócił oczy ku”, “zwróciłam się do niej z prośbą”, “zwróciłam mu uwagę”, “nie zwróciłam książki” i w wyrażeniach tych niknie już ów samoodnośny charakter “zwracania”, a nawet “zwracania się”. Pojawianie się w języku polskim tych i tym podobnych wyrażeń usprawiedliwia po części użycie sformułowania “zwrotnie na siebie skierowany”. [powrót]
135. Być może zresztą należałoby skorzystać z możliwości, jaką dają niuanse znaczeniowe polskiej terminologii, i zamiast o refleksyjności mówić w tym kontekście o “refleksywności”, a zatem odpowiednio o “refleksywnym uzasadnianiu”, “procedurze refleksywnej” etc. Miałoby to tę zaletę, iż jednoznacznie zwracałoby uwagę na – najważniejszy tu przecież – moment zwrotności, “kierowania się na powrót ku sobie”, a jednocześnie pozwalałoby na uświadomienie, że zdecydowanie nie każda postać filozofii refleksyjnej odznacza się samoodnośnością, a dokładnie, że – jak jest to oceniane z perspektywy transcendentalnej pragmatyki – rzadko która ją rzeczywiście utrzymuje (momentem rozstrzygającym jest to, na ile konsekwentnie w danym projekcie filozoficznym udaje się uwzględnić pozycję samego podmiotu teoretyzującego). Teoretycy transcendentalnej pragmatyki – zwłaszcza Kuhlmann – chętnie posługują się, dla wydobycia specyfiki własnego podejścia, pojęciem ścisłej refleksji. Idąc ich tropem i rezygnując jednak z wprowadzania kategorii “refleksywność”, będę się starała – w szczególnie niejednoznacznych kontekstach – dookreślać znaczenie terminu “refleksja” poprzez dodanie przydawki “ścisła”. (Sytuacja teoretyczna związana z tą kategorią zostanie przeanalizowana w późniejszej partii niniejszego rozdziału). [powrót]
136. Por. W. Kuhlmann, Reflexive Letztbegründung. Untersuchungen zur Transcendentalpragmatik, op. cit. s. 296. [powrót]